Bo w każdej wielkiej książce jest kilka książek,
trzeba tylko do nich dotrzeć,
odkryć je, zgłębić i pojąć
Ryszard Kapuściński
(Podróże z Herodotem, Znak, Kraków 2008, s. 208)
Przedmiotem tej książki są nazwy własne, rozpatrywane na planie zarówno językowym, jak i społecznym. Ta dwoistość spojrzenia na nazwy wydaje się oczywista, by nie rzec - banalna czy wręcz tautologiczna, gdy uwzględnić z jednej strony językowy charakter nazw własnych, a z drugiej społeczny charakter języka. Nie da się przecież nazw oddzielić od rozmaitych działań z zakresu polityki historycznej czy pamięci zbiorowej, o czym dobitnie świadczą wciąż żywe próby kształtowania społecznej pamięci i tożsamości za pomocą zmiany nazw, ich zamazywania, zastępowania czy przeciwnie - eksponowania. Działania te, poza wszystkim innym, pokazują, że nazwy są ważne. To wokół symboli nazewniczych grupują się rozmaite siły społeczne: od partii politycznych, przez lokalne wspólnoty, organizacje, subkultury, aż po narody. Również charakter współczesnej kultury i szerszych procesów społecznych, narzucających szybki, często bezrefleksyjny odbiór, nastawionych na efekt, uruchamiających częściej emocje niż rozum stawia nazwy własne w centrum przekazu jako etykietki, symbole czy znaki wywoławcze. Z drugiej strony, pozostają przecież nazwy znakami stricte językowymi, poddającymi się prawidłom użycia i rozwoju systemu językowego. Ulokowanie prezentowanych tu przemyśleń na dwóch planach - językowym i społecznym - jest więc nie tylko uzasadnione, ale i pożądane: można wręcz uznać, że dopiero taka dwutorowa refleksja może dać w miarę pełen obraz fenomenu nomina propria.
Fragment Wstępu